mit białka sportowcy

Białko zwierzęce a zdrowie. Rich Roll i inni sportowcy uśmiercają MIT BIAŁKA!

Mit białka zwierzęcego ma wciąż zbyt wielu ślepych wyznawców. Wbrew bezmyślnie kopiowanej opinii, produkty odzwierzęce nie są jedynym, a już tym bardziej najlepszym źródłem białka. Wszystkie produkty spożywcze poza czystym tłuszczem, cukrem i alkoholem zawierają proteiny. U osób na diecie roślinnej spożywających dziennie wymaganą ilość kalorii, niedobór białka (tak samo jak wapnia) nie jest możliwy. Medycyna nie notuje takich przypadków. Zalecana przez WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) dzienna porcja białka to 40–60 g (ok. 10% kalorii dziennie), a statystyczny Polak i tak je go dwa razy więcej. Z kolei osoby, które ćwiczą na siłowni czy z innych powodów są na dietach wysokobiałkowych, jak paleo czy dieta Atkinsa, spożywają nawet od 200 do 400 g protein dziennie! Ludzie, którzy konsumują najwięcej tego makroskładnika, który zwykle występuje w tercecie z cholesterolem i tłuszczami nasyconymi, najczęściej chorują na nowotwory, chorobę Alzheimera, cukrzycę, choroby serca, osteoporozę, tracą z wiekiem wzrok lub cierpią na kamienie nerkowe.

Powinniśmy zrezygnować z nadmiaru białka – nie tylko odzwierzęcego – na rzecz węglowodanów, które są głównym paliwem dla naszego ciała i jedynym wykorzystywanym przez mózg. Dzięki węglowodanom mamy większą wytrzymałość, podczas gdy nadwyżka protein i tłuszczu przy braku skrobi spowalnia nas i zamula. Jak twierdzi prof. T. Colin Campbell – światowy autorytet w dziedzinie nauk o żywieniu, który badaniu białek poświęcił ponad 50 lat swojej kariery naukowej – idealny dla Homo sapiens sposób odżywiania to dieta o proporcjach 80/10/10. Czyli taka, w której 80% kalorii pochodzi z węglowodanów, 10% z tłuszczów i 10% z białek.

Mit białka dotyczy również odpowiedniego komponowania dań roślinnych. Nie jest prawdą, że trzeba łączyć w jednym posiłku np. zboża ze strączkami, żeby dostarczyć organizmowi odpowiedniego składu aminokwasów. Organizm ludzki potrafi magazynować i łączyć ze sobą wszystkie pozyskane z pożywienia aminokwasy i budować takie białka, jakich w danym momencie potrzebuje. Dlatego ważne jest aby jeść różnorodne produkty roślinne i spożywać wystarczającą ilość kalorii dziennie.

Mogłabym dalej tak pisać o białkach, gdyby nie to, że trafiłam na bardzo dobry artykuł na ten sam temat autorstwa sportowca Richa Rolla, o którego spektakularnych wyczynach traktuje ten wpis. Poniżej umieszczam tłumaczenie jego artykułu „Slaying the Protein Myth”. Przekład może nie wymiata, ale mam nadzieję, że pozwala dobrze zrozumieć co autor miał na myśli. 🙂

Niektóre linki w artykule zostały zmienione.

* W nawiasach kwadratowych – moje dopiski.


Rich Roll i inni sportowcy uśmiercają mit białka 

„Jestem roślinożerny. Całkowicie, co oznacza, że nie jem niczego co ma twarz lub matkę. Zwierzęta są z mojego wyboru zadowolone. Jestem też sportowcem, który uprawia dyscypliny ultrawytrzymałościowe. To znaczy, że nie jestem szybki, ale mogę trenować cały dzień. Moja żona jest z tego zadowolona.

Powszechny pogląd mówi, że bycie weganinem i sportowcem nie mogą iść w parze – a wręcz, że te dwie rzeczy wzajemnie się wykluczają. Ja twierdzę, że to kompletny nonsens.

„Ale skąd czerpiesz białko?”

Nie ma dnia, żebym nie był o to pytany. Gdybym za każdą odpowiedź dostawał dolara, każdy w mojej rodzinie jeździłby Teslą.

Na dźwięk tego pytania większości weganom włos jeży się na głowie. Przyjmują pozycję obronną i czekają na nieuniknione – ciężką walkę zatwardziałego wszystkożercy przeciw roślinożercy. Ponieważ system przekonań dotyczący jedzenia jest w nas głęboko zakorzeniony – podobnie jak w przypadku religii i polityki – emocje biorą górę. Zanim przeciwnicy choćby mrugną okiem, strzały lecą z obu stron. Rozmowa przechodzi w debatę, która zbyt często zamienia się w obrzucanie błotem…, bezproduktywnie i bez końca kręcącą się karuzelę, a w rezultacie obie strony jeszcze bardziej upierają się przy swoich dogmatach.

Nie znoszę tego, bo to właśnie powoduje, że ogół społeczeństwa uważa wegan za nieprzyjemne typy. Ja dla odmiany przyjmuję pytania z otwartymi rękoma. Jeśli ktoś pyta, zakładam, że wykazuje szczere zainteresowanie i widzę po prostu okazję do efektywnego dialogu. Spróbujmy poprowadzić taką owocną polemikę. Oto moje spojrzenie na prawdę, która jest ignorowana. Ni mniej ni więcej.

Żyjemy w społeczeństwie, w którym zostaliśmy umyślnie wprowadzeni w błąd, że mięso i nabiał są jedynymi, wartościowymi źródłami białka. Bez dużej ilości białek pochodzenia zwierzęcego niemożliwe jest bycie zdrowym, nie mówiąc już o byciu sportowcem. Taki przekaz jest wszędzie, od kampanii reklamowej zorganizowanej przez potężne, wpływowe nabiałowe lobby, która wciska mleko czekoladowe jako najlepszy napój regeneracyjny dla sportowców (diabelsko genialne), przez przekonujące etykiety na produktach, po robiące wrażenie wypowiedzi ekspertów od sportu. Białko, białko, białko – w kółko powtarzany refren, który wmawia nam, że im więcej, tym lepiej.

Nieważne, czy jesteś zawodowym sportowcem czy leniem kanapowym, ten skostniały pogląd jest tak mocno zakotwiczony w naszej zbiorowej mentalności, że kwestionowanie go uznawane jest od razu za herezję. Ale dzięki własnemu doświadczeniu doszedłem do wniosku, że to wszechobecne przekonanie jest w najlepszym wypadku mylące, jeśli nie całkowicie fałszywe…, a podsycane przez wielką kampanię dezinformacji nakręcaną przez potężne i bogate koncerny spożywcze i rolnictwo, które przeznaczają krocie na marketing, który ma przekonać całe społeczeństwo, że absolutnie potrzebuje do życia ich produktów.

Natarczywe promowanie białka odzwierzęcego jest nie tylko oparte na kłamstwie, to nas zabija. Kusi się nas przemysłowo wytworzonymi, napakowanymi hormonami i pestycydami produktami o bardzo niskiej [lub zerowej] zawartości błonnika i wysokiej zawartości tłuszczów nasyconych. Jestem przekonany (wbrew modnemu ostatnio populistycznemu trendowi na diety wysokotłuszczowe i niskowęglowodanowe), że taka dieta jest przyczyną epidemii chorób serca (światowego zabójcy nr 1) oraz wielu innych schorzeń powodowanych niezdrowym stylem życia, które zaprowadziły nasz naród do czołówki najbardziej schorowanych krajów na świecie.

Białko jest faktycznie niezbędnym składnikiem pokarmowym, absolutnie potrzebnym nie tylko do budowy i odnowy mięśni, ale do utrzymywania całego szeregu ważnych funkcji życiowych. Ale czy to ważne czy proteiny pochodzą ze źródeł roślinnych zamiast ze zwierzęcych? I ile ich właściwie potrzebujemy?

Białka składają się z 20 różnych aminokwasów, 11 z nich w naturalny sposób syntetyzuje nasz organizm. Pozostałe 9 to aminokwasy egzogenne, których nasze ciało nie potrafi produkować, więc musimy dostarczać mu je z pożywieniem. Więc technicznie nasz organizm potrzebuje pewnych aminokwasów, a nie całych białek jako takich. Tych 9 aminokwasów egzogennych jest kojarzonych prawie wyłącznie z królestwem zwierząt. A w rzeczywistości są one najpierw syntetyzowane przez rośliny i znajdują się w mięsie i nabiale tylko dlatego, że zwierzęta żywiły się wcześniej roślinami.

mit białka roślinożerny goryl
„Czy ja wyglądam jakby mi brakowało białka?” – nasz roślinożerny daleki kuzyn

Pomimo „powrotu masła”, które niedawno ogłosił magazyn „Time” na swojej okładce, najważniejsze medyczne odkrycia naukowe dowodzą niepodważalnie, że kazeina oraz białka serwatkowe istotnie przyczyniają się do powstawania chorób degeneracyjnych. Rodzina białek znajdująca się w mleku, na którą składają się różne frakcje kazeiny, została powiązana z wieloma chorobami, włącznie z rakiem. A serwatka jest niczym więcej niż wysokoprzetworzonym, niskogatunkowym odrzutem po produkcji sera – kolejnym wytworem szatańskiego przebłysku geniuszu przemysłu mleczarskiego, który zbija krocie na sprzedaży produktów, które wcześniej lądowały w śmietniku.

Moje osobiste doświadczenie pokazuje, że wybór roślinnego stylu życia 8 lat temu pozwolił mi na całkowite odzyskanie zdrowia i powrót do sportu faceta w średnim wieku na całkiem nowych zasadach. Niektórym będzie ciężko w to uwierzyć, ale prawda jest taka, że moje osiągnięcia sportowe nie pojawiły się pomimo stosowania diety roślinnej, ale przeciwnie – są bezpośrednim rezultatem mojego zdrowego sposobu odżywiania.

Mit białka zwierzęcego obalają ze mną:

Rzecz w tym, że wszyscy ci sportowcy oraz bardzo wielu innych, powiedzą ci to samo: zamiast steku, mleka, jajek i suplementów z białkiem serwatkowym, wybierz produkty znajdujące się niżej w łańcuchu pokarmowym. Protein w ilości odpowiadającej dziennemu zapotrzebowaniu dostarczą ci zdrowe, roślinne źródła tego makroskładnika, m.in.: soczewica, czarna fasola, fasola kidney, pinto i inne strączki, quinoa, migdały, nasiona konopi czy spirulina. Nawet produkty zawierające mniej białka, jak ziemniaki, słodkie ziemniaki czy banany zapewnią ci dokładnie tyle protein, ile twój organizm potrzebuje.

Nawet jeśli nie jadłbyś niczego więcej poza różnorodnymi świeżymi owocami i tak nigdy nie miałbyś niedoboru białka (ani nawet żadnego konkretnego aminokwasu). O ile się nie głodzisz, to prawie niemożliwe. Pomimo niesamowitego obciążenia, jakie funduję swojemu ciału, w postaci 25-godzinnego treningu tygodniowo przygotowującego do ultrawytrzymałościowych dyscyplin sportowych, będąc na diecie roślinnej nie miałem żadnych problemów, żeby zbudować odpowiednią masę mięśniową. W rzeczywistości wegański sposób odżywiania znacząco skrócił mój czas regeneracji pomiędzy treningami (Święty Graal poprawy wyczynów sportowych). Mogę uczciwie przyznać, że teraz w wieku 47 lat jestem w lepszej kondycji fizycznej niż kiedykolwiek, nawet kiedy byłem światowego poziomu pływakiem na Uniwersytecie Stanforda pod koniec lat 80.

I wbrew temu, co ci pewnie mówiono, więcej białka ≠ lepiej. Optymalnie jest dostarczać organizmowi tylko tyle protein, na ile wskazuje twoje dzienne zapotrzebowanie. Według mojej wiedzy, żadne badania naukowe nigdy nie wykazały, że spożywanie białka powyżej zalecanego dziennego spożycia, które wynosi 10% dostarczanych kalorii, stymuluje dodatkowy wzrost mięśni lub usprawnia odnowę fizjologiczną po wysiłku. Mimo to, większość ludzi – spośród których przeważająca część prowadzi siedzący tryb życia – spożywa ponad 3-krotnie więcej protein niż wynosi zalecany dzienny limit.

Białkowe szaleństwo nie jest tylko przereklamowaną modą – de facto jest niebezpieczne. Badania wskazują, że nadmiar białka poza tym, że jest często magazynowany w komórkach tłuszczowych, przede wszystkim przyczynia się do powstawania wielu chorób, jak osteoporoza, rak, niewydolność nerek czy choroby serca.

Ciągle nieprzekonany? Zastanów się nad tym: niektóre z najsilniejszych zwierząt na świecie – np. słonie, nosorożce, hipopotamy czy goryle – są weganami. I nikt ich nie pyta, skąd czerpią białko. Tak więc wywal ten stek i zjedz razem ze mną miskę quinoa z soczewicą.”

mit białka roślinożerny słoń
Ten osobnik wyraźnie daje do zrozumienia co myśli o białku pochodzenia zwierzęcego / Białko zwierzęce a zdrowie

Białko zwierzęce a zdrowie – źródła

www.forksoverknives.com/slaying-protein-myth/

Resolving the Health Care Crisis: T. Colin Campbel at TEDxEast – wykład prof. T. Colina Campbella

„Nowoczesne zasady odżywiania”, prof. T. Colin Campbell, Thomas M. Campbell II

„Zdrowie bez recepty”, dr John A. McDougall

„Wygraj z rakiem”, dr Neal D. Barnard, Jennifer K. Reilly

7 myśli na temat “Białko zwierzęce a zdrowie. Rich Roll i inni sportowcy uśmiercają MIT BIAŁKA!

  1. Kurczak, ryż ,siłownia i tętniący w żyłach testosteron! Tego trzeba mężczyźnie, żeby stać się samcem alfa buhahahaha

  2. Goryl i słoń nie wyglądają też na szczególnie wysportowanych. Czytałem wasze artykuły i wydaje mi sie że na siłę chcecie coś udowodnić.

    1. Te zwierzęta nie mogą wyglądać na wysportowane, bo zwyczajnie nie uprawiają sportów. 🙂 Chodzi o to, że mają potężną masę mięśniową, mimo że są roślinożerne. A „na siłę” jest wmawianie ludziom, że bez mięsa nie będą mieć mięśni i siły. Coraz więcej badań naukowych i sportowców potwierdza, że weganie wcale nie są fizycznie słabsi, a wręcz są dużo zdrowsi, mają większą wytrzymałość i szybciej regenerują się po treningu.

      1. Potwierdzam w 200%. Białko odzwierzęce to mit, który dla bezpieczeństwa należałoby włożyć między bajki. Twierdzę to jako była mięso i tłuszczożerczyni, chora i niedomagająca; po dwóch latach czystego weganizmu – będąca okazem zdrowia i tryskającej witalności (o wynikach badań wspominać już nie muszę). Bardzo udany blog, świetne przepisy, z których korzystam. Pozdrawiam serdecznie:-)

Dodaj komentarz